sobota, 20 listopada 2010

Darmowe minuty do wszystkich, prócz... - takie rzeczy, tylko w Erze!

Kolejny temat, który mnie zbulwersował. Jak zwykle, po dupie dostaje oczywiście klient, nawet ten długoletni.

Bierzesz w Erze abonament Rodzina z DARMOWYMI minutami? Uważaj czy, wśród Twoich bliskich nie ma kogoś kto posiada telefon w sieci innej niż PREFEROWANE (czyt. ERA, Orange, Plus), bo Twoje darmowe minuty, zamienią się wtedy na te "droższe od innych"!

I tak oto z 0 zł za min. rozmowy z osobą w innej sieci, mamy 0,59 zł/min, a 1 SMS z darmowego zrobi się płatny!
Mało tego, na stronie ERY, widnieje wyraźna oferta z tańszymi minutami  do wszystkich. Radzę przeczytać tekst pod ofertą (ten po *). Po jakiemu to, o co cho i kim są Operatorzy Infrastrukturalni? Co mnie w ogóle obchodzi infrastrukturalność sieci GSM?!


W regulaminie świadczeń usług Era, zamieściła odpowiednie objaśnienie (całość zamieszczam pod postem):



Ostrzegam zatem indywidualnych klientów ERY, którym w niedalekiej przyszłości kończy się obecna umowa, a mają znajomych, czy bliskich, korzystających z usług zdefiniowanego powyżej innego operatora "infrastrukturalnego". Moim zdaniem telekomy powinny się jakoś dogadać, bo obecna sytuacja negatywnie wpływa na zadowolenie klienta (nie wybiera się już przyjaciół/znajomych po początkowych cyfrach ich numeru telefonu - zgadza się?)!

A tak poza tym:
Oferta "DO WSZYSTKICH, PRÓCZ...", nie powinna w dzisiejszych czasach w ogóle mieć miejsca, nie sądzicie? Rynek ma tak wielki popyt, że naprawdę nie trzeba sobie utrudniać życia, tylko dlatego, że ktoś posiada własną sieć dostępu i każe za korzystanie z niej płacić. Zresztą co to obchodzi szarego klienta? On chce wiedzieć, że w miesiącu może wygadać tyle i tyle minut za free, bez zastanawiania się przed każdą rozmową, w jakiej sieci będzie jego rozmówca! Poza tym, obecnie, kiedy można przenosić numer z jednego operatora do drugiego, nie da się już przewidzieć, kto w jakiej sieci ma telefon...

A co do nazwy samej oferty, tu do gry zapraszam UOKiK oraz sam UKE, bo skoro taryfa nazywa się DO WSZYSTKICH, a w szczegółach oferty czytamy, że jednak nie jest tak różowo, to sama nazwa wprowadza klienta w błąd.







poniedziałek, 15 listopada 2010

Państwo zakazowo/nakazowe - bo palenie szkodzi.


Pozwolę sobie umieścić tutaj swój komentarz, który zamieściłem pod linkiem do artykułu na Facebooku, odnoszącym się do sprawy nurtującej nas wszystkich w dniu dzisiejszym i od tegoż dnia właśnie, a mianowicie znowelizowanej ustawy antynikotynowej - bardziej restrykcyjnej od dotychczasowej.

Kwestia nakazów/zakazów i swoistej nadopiekuńczości Państwa Polskiego, prowadzącego swoich obywateli przez życie, bezustannie łapiąc/ trzymając ich za rączkę, była już poruszana na tym blogu, czas zatem na kolejną cegiełkę w tym fundamencie wynaturzeń:

Obie strony (za i przeciw - przyp. JKB) mają swoje racje. Palenie w pomieszczeniach zamkniętych,bezwzględnie naraża biernych palaczy na utratę zdrowia i nie ma co z tym dyskutować! Przy okazji, skoro już się tak zapędzamy z tym ściganiem palaczy, postawiłbym w tej kwestii pytanie: czy wobec tego, palenie w pomieszczeniu zamkniętym przy osobach trzecich, jest tylko wykroczeniem, czy już przestępstwem ściganym z KK (bo skoro powszechna jest wiedza o szkodliwości owego czynu, to nie ma tu mowy domniemaniu niewinności)?! Oczywiście trzeba brać również pod uwagę drugi aspekt tj. samo zjawisko uzależnienia od papierosa - a nie wypłynęło ono ot tak sobie znikąd, tylko były to długoletnie działania marketingowo-lobbingowe firm, które zbiły na tym biznesie biliony trylionów! Mało tego, gdyby, ktoś mundry wziął się za sprawdzenie i nagłośnienie tego, ile w jednym papierosie mamy substancji UZALEŻNIAJĄCYCH, a na dodatek zaczął Z TYM walczyć, a nie z palącymi, to na pewno nie mielibyśmy dziś kwestii wolności obywatelskich! Ale wiadomo, pieniążki czynią cuda, a wchodzą tu w rachubę naprawdę niewyobrażalne sumy! Jest jeszcze kwestia badań, jak dym nikotynowy ulatnia się na świeżym powietrzu na otwartej przestrzeni i w jakiej odległości od drugiej osoby może być szkodliwy, w celu doprecyzowania, czy można palić np. w parkach, czy na plaży... Wszystko to prowadzi do konkluzji, że aby definitywnie zabronić palenia w każdym miejscu publicznym, trzebaby doprecyzować i podeprzeć się twardymi dowodami, dlaczego tak a nie inaczej. Za dużo jest obecnie niejasności! IMHO,
szkoda tak naprawdę czasu i pieniędzy podatników na ustawy zabraniające - lepiej edukować i wychowywać młodzież w taki sposób, aby wszelkie nałogi od jakichkolwiek używek były dla niej światopoglądowo niedopuszczalne!
Jeden z komentatorów dnia dzisiejszego słusznie zauważył, że "pozwalając ograniczać własną wolność w imię poprawy bezpieczeństwa, pozbawiamy się i wolności i bezpieczeństwa."

Zatem, Drogi palaczu!
Jeśli Twój nałóg, jest silniejszy od Twojego sumienia i woli nieszkodzenia innym, najwyższy czas podjąć decyzję i zadać sobie podstawowe pytanie - czy chcę już do końca swojego życia, uprzykrzać życie innym i jednocześnie samemu sobie?
Jeśli odpowiedź na nie jest twierdząca - nie pozostaje Ci nic innego, jak nie wychodzić z domu, bo w Naszym kraju, jak widać, szkodniki się tępi i to przy pomocy prawa, które ponoć ma służyć każdej jednostce...

A dla tych, którzy na powyższe pytanie odpowiedzą sobie przecząco - polecam książkę Allena Carr'a pod tyt. "Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie".
Poważnie i bez reklamy! Znam osobiście, co najmniej jeden przypadek skutecznego pozbycia się nałogu, po przeczytaniu pow. książki!

POWODZENIA!


niedziela, 24 października 2010

Szybki kredyt w mBanku? Najpierw znajdź linka do swojej umowy!

- Kredycik, szybki kredycik!!! Bez formalności, bez zaświadczeń! Kredycik!
- Jak?!
- Wystarczy mieć konto w mBanku, na które przelewasz co miesiąc stałą kwotę pieniędzy. Uosiu!
- I co?!
- I oni już Ci dobiorą odpowiedni kredycik! Składasz wniosek, wpisujesz ile chcesz dostać i ju! Wszystko przez Interneta, parę kliknięć myszką, bez wychodzenia z domu, normalnie!
- Super! To ja kcę!

No i wziąłem...
Ale jako, że pech to moja specjalność, z szybkiej pożyczki, zrobiło się oczekiwanko na naprawę błędu banku...
A wszystko przez głupi system, który nie wygenerował linka do sporządzonej dla mnie umowy, którą trzeba zaakceptować=podpisać cyfrowo, żeby otrzymać pieniądze!

Widzicie tu gdzieś odsyłacz do umowy, który można by zaakceptować??!! Nie? Ja też nie! Sprawdzone na kilku komputerach, różnych przeglądarkach jak i w samej siedzibie mBanku, na ich komputerze! Wszędzie brak linka, czyli - nici z kredytu.

Co jednak najbardziej wkurza w całej historii? To procedury, które w tego typu przypadkach proponuje nasz pierwszy bank internetowy w Polsce! Otóż jedyne co mi doradzono to:
czekać na telefon od nich po kilku dniach i (uwaga!) zaakceptować umowę kredytową telefonicznie (czyli w ciemno?), albo czekać, aż obecna wiadomość "wygaśnie" w systemie z powodu braku mojej akceptacji i system wyśle mi nową z być może poprawnie już wygenerowanym linkiem do umowy!

Tak, czy siak, z szybkiej pożyczki nici!

A upatrzone auto, czekać na mnie zapewne nie będzie...

sobota, 11 września 2010

Farsa Cyfrowego Polsatu!

Niedawno pisałem o przypadku Pana Pawła, który nie mógł się doczekać karty od Polsatu Cyfrowego.

Jak się właśnie dowiedziałem, kartę w końcu otrzymał... Tyle, że parę tygodni po rozwiązaniu umowy z CP!
Zrezygnowany ciągłym czekaniem i niemożnością dowiedzenia się czegokolwiek od infolinii Polsatu, postanowił zerwać współpracę z CP, po czym zamówił usługi u konkurencyjnego operatora i już tego samego dnia mógł cieszyć się telewizją w HD!

Jakież było jego zdziwienie, kiedy parę dni temu, do drzwi zapukał listonosz z przesyłką (płatną za pobraniem), sygnowaną logiem CP. Nie tak dawno jeszcze upragniona KARTA, leżała teraz bezwiednie w dłoniach nieuświadomionego listonosza, zadając spod koperty jedno pytanie - Kochasz mnie jeszcze?
Oczywiście listu nie przyjął, dając do zrozumienia listonoszowi, że nie życzy sobie więcej przesyłek z danym logiem, zamknął drzwi, wrócił do swojego salonu, zasiadł w obszernej, skórzanej kanapie, włączył swój wypasiony TV z FullHD i zanurzył się w ofercie prawdziwie cyfrowej telewizji...
Czego sobie i Wam życzę!

P.S. Niech żyje konkurencja!

czwartek, 5 sierpnia 2010

TP rządzi i dzieli - czyt. nic się nie zmieniło


Zakładając JKB, nie miałem pojęcia, że głównymi sprawami, jakie będę na nim opisywał, okażą się być te, które przydarzyły mi się osobiście. Miałem nadzieję (płonną), że będzie to po prostu miejsce, gdzie dam upust swoim krytycznym ocenom, wobec nieudolnych prób kierowania Państwem i tworzenia prawa pod swoim kątem, przez tych "na górze"... Od pewnego jednak czasu, blog ten, przekształca się w swojego rodzaju pamiętnik mych własnych potyczek z polskim kapitalizmem, który próbuje mnie, uczciwego człowieka, na każdym kroku, wyrolować, lub co gorsza okraść, a wszystko w ramach obowiązującego w naszym kraju prawa (vide sprawa z GE Money Bank). Zakładając, że tego typu sprawy, cieszą się zawsze najlepszą "poczytnością", zaprezentuję dzisiaj kolejną, która także dotknęła mą skromną osobę.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Polsat Cyfrowy - masz starą kartę do dekodera? Odwyk od TV gwarantowany!

Pisze do mnie jeden z czytelników:

Tak się składa, że postanowiłem zainstalować sobie satelitę, a ponieważ mam na  własność cały zestaw - antena + dekoder + karta, wznowiłem swoją dawną umowę z Polsatem, otrzymując przy tym fajny rabat, ponoć tylko dla klientów powracających do Polsatu. Teoretycznie, pozostało mi już tylko zamontować antenę (od czasu starej umowy, przeprowadziłem się do nowego mieszkania) i cieszyć się TV z satelity. Niestety, jak to zwykle w życiu bywa, pojawiły się niespodziewane problemy. Okazało się, że karta, którą miałem w zestawie, jest starego typu (Polsat w 2008 roku wymieniał wszystkie karty na nowe, a ja w tym czasie miałem wypowiedzianą swoją umowę, więc siłą rzeczy karty nie dostałem) i nie da się za jej pomocą obejrzeć czegokolwiek (tak powiedzieli montażyści anteny). No, dobrze wszystko fajnie, tylko skoro w Polsacie wiedzieli, że karta jest starego typu, to czemu aktywowali na nią umowę? Pierwszy telefon na Infolinię Polsatu, dał nadzieję na szybką reakcję. Pani grzecznie oznajmiła, że nowa karta zostanie niezwłocznie wysłana i nie będzie z tego względu, żadnych dodatkowych opłat! Dobra, super! To czekam. Jeden tydzień, drugi tydzień. Wreszcie, nie wytrzymałem - dzwonię po raz drugi. Czego się dowiaduję?
- Karta będzie wysłana w ciągu kilku dni. Czy został Pan poinformowany o opłacie za nią?
- Jakiej opłacie? Nic mi o tym nie mówiono!
- Za kartę trzeba będzie zapłacić 60 PLN, płatne przy odbiorze przesyłki.
- 60 PLN? Wcześniej mnie zapewniano, że nic nie będzie płatne, a tu 60 PLN?
- Przepraszamy, ale nie ma innej możliwości, karta jest płatna. Jeśli ktoś z naszej Infolinii Pana wprowadził w błąd, to bardzo Pana przepraszamy, ale procedur nie możemy ominąć.
- No dobrze. Zapłacę, ale niech ta karta w końcu do mnie dotrze. Już dwa tygodnie czekam!
- Kartę wyślemy na dniach.
- Dziękuję
- Dziękujemy, do usłyszenia!

Mija kolejny tydzień, zaczynają się urlopy. Sam wyjeżdżam na 10 dni, odpocząć. Po powrocie, w skrzynce znajduję list od Polsatu, a w nim kilka pustych druczków do wpłat abonamentowych na poczcie - "...w celu ułatwienia Państwu dokonywania wpłat..." Nic więcej. Żadnej karty.

Mija kolejny tydzień. Dzwonię zdesperowany, po raz trzeci:

- Zamówienie jest w trakcie realizacji.
- Już prawie miesiąc je realizujecie, a ja przez ten okres nie mam telewizji!
- Nic nie poradzę, mam napisane w trakcie realizacji, a faktury abonamentowe będą skorygowane.
- To kiedy w końcu, będę mógł obejrzeć cokolwiek?
- Myślę, że w ciągu kilku dni karta powinna do Pana dojść.

Mija tych kilka (naście) dni. Nadal czekam... Faktura też jeszcze nie doszła. Ciekaw jestem tej rzekomej "korekty"...

- Paweł

Widocznie Polsat uznaje, że jeśli czegoś nie ma w regulaminie, a w tym przypadku terminu wydania nowej karty do dekodera (a może jest tylko niestosowane?), klient pozostaje na łasce operatora i tylko od jego dobrej woli zależy, czy będzie mógł sobie obejrzeć telewizję, czy nie...

Co do reszty, to założę się, że pierwsza faktura, przyjdzie normalna (czyli nieskorygowana)... Po prostu, płać, a jak nie to, składaj reklamacje, pisma, wysyłaj to wszystko pocztą na swój koszt i wyjdzie Ci, że tyle samo wydasz na samą korespondencję, co na abonament w promocji za telewizję, której i tak nie masz, ale za to jaka cisza i spokój w domu, prawda? Czekamy na dalszy rozwój wydarzeń.

AKTUALIZACJA 27.07.2010 r.

Za zgodą Autora listu, wysłałem od siebie zapytanie do Cyfrowego Polsatu w tej sprawie. Mając jednak na względzie fakt, iż niniejszy blog nie posiada (jeszcze? ;P) odpowiedniego "autorytetu" w sieci, a zatem jego "pole rażenia" jest znikome, na wszelki wypadek, sprawę Pana Pawła rozesłałem również, do redakcji portali zajmujących się powyższą tematyką.

piątek, 23 lipca 2010

Dziś nietypowo - recenzja filmu Księga Ocalenia


Księga Ocalenia - Book of Eli, The (2010)
 

Bezdroża, pustkowia, ruiny miast, pozostałości po apokaliptycznym wybuchu śmierci, permanentnie zachmurzone niebo i... Denzel Washington jako człowiek, niosący - Słowo Boże.



Księga ocalenia to film-wizja post apokaliptycznego świata, o cechach podobnych do tych, z dzieła Johna Hillcoat'a  pod tyt. Droga. Z tym, że film braci Hughes niesie w sobie dość specyficzne przesłanie, specyficzne ze względu na swoją dwuznaczność i nadnaturalne zdolności głównego bohatera - Eli (Denzel Washington).


Oto Biblia, jej ostatni ocalały egzemplarz na świecie (ponoć zaraz po wojnie ludzie wszystkie spalili bo, jak mówi Eli, niektórzy twierdzili, że była jej przyczyną), spoczywająca w plecaku naszego podróżnika, staje się czymś na miarę Świętego Graala, dla tych, którzy pragną władzy absolutnej nad zbłąkanymi duszyczkami ludzi, walczących o przetrwanie w świecie nicości, w którym to za kroplę pitnej wody, można dostać kulkę w łeb, a kobiety gwałcone są przez grasujących wszędzie zwyrodnialców, przy każdej nadarzającej się okazji. Tym samym, walka rozgrywa się, nie o przykazania, a o słowa w księdze zawarte. Dzięki tym słowom właśnie, frazesom, ich mistycznemu przekazowi, ten kto je wygłasza, staje się, dla niewyedukowanej, uciemiężonej, ludności, kimś na miarę Wybrańca - Zbawiciela, czy nawet Boga! Przynajmniej, tak to sobie ubzdurał główny przeciwnik Eli'ego - Carnegie (świetna rola Gar'ego Oldmana).

Odkąd nasz główny bohater, pojawia się w "miasteczku", zarządzanym przez Carnegi'a i wymierza sprawiedliwość kilku (nastu?) jego zbirom, rozpoczyna się polowanie, na zawartość plecaka Eli'ego. Cała otoczka, 30 letnia podróż na zachód, zgodnie z wewnętrznym głosem, który nim kieruje, ludzie zjadający ludzi - kanibale, post apokaliptyczne krajobrazy i to bezustannie zachmurzone niebo, dodają pełni klimatu, którym ten film, po prostu, buduje swą pozycję w oczach widza. A muszę przyznać, jest to pozycja wysoka.


Oczywiście, nie mogło się obejść bez pięknej towarzyszki niedoli, naszego sługi bożego. Mila Kunis jako Solara - córka niewidomej kobiety, "więzionej" przez złego Carneig'a, dodała obrazowi nieco wdzięku ale i (niestety) sztampowości. Innymi słowy, tylko ona, a właściwie bezpośrednie zagrożenie jej życiu, potrafiło zmusić Eli'ego do oddania, tak mocno jak dotąd strzeżonej przez siebie, księgi, w ręce Carnegi. Swoją drogą, dalsze wydarzenia sugerują, że mógł to być zabieg przemyślany i Biblia miała trafić tam, gdzie tylko jedna osoba, będzie potrafiła ją odczytać. Jednakże, to akurat pozostaje, w sferze domysłów.


Na początku pisałem o dwuznacznym przesłaniu, które ten film niesie. Jak dla mnie dwuznacznym, bo niby, w wędrówce głównego bohatera, widać wyraźne nawiązanie do drogi Mesjasza, a niesamowity "fart" przy pokonywaniu kolejnych przeszkód na jego drodze, można przypisać nadprzyrodzonym siłom ("na drogę krzyża szatan nie wejdzie"), które nad nim czuwają, to z drugiej strony, księga, gdy wreszcie dociera na swoje miejsce, na sam koniec, zostaje włożona na półkę, między Torę, a Koran, co może oznaczać, iż ludzkość nigdy nie wyzbędzie się swej potrzeby "religijnego fanatyzmu" i konsekwencji z tym związanych...

 
Na koniec muszę jeszcze pochwalić realizatorów obrazu, za wspaniałe ujęcia i nowoczesne techniki zdjęciowe! Scena oblężenia domku starszych państwa, przez ludzi Carneige'a - mistrzostwo!
Co do oprawy audio, muszę przyznać, że muzyka w filmie podkreśla doskonale mroczność i beznadzieje, przedstawioną na ekranie jak i buduje napięcie zgodnie z przyjętymi kanonami. Jak dla mnie - bomba!






 Polecam ten film każdemu!






Powyższa recenzja jest początkiem nowego działu niniejszego bloga - MEDIA. W którym to, postaram się umieszczać najciekawsze moim zdaniem, wydarzenia medialne i premiery kinowe.



wtorek, 25 maja 2010

Państwo na opak = Akslop


O czym tu innym pisać, skoro i tak temat zejdzie samoistnie na jeden i ten sam tor?

Kolejna powódź stulecia... Kolejny raz ludzie tracą dorobki życia, znów wychodzi na jaw prawda o jakości państwa, procedur, a właściwie ich braku, niekompetencji i niedbalstwa ludzi odpowiedzialnych. Kolejny raz mówi się o raportach NIK-u, które nic nie dały, braku planowania, logistyki...
Mało nam w tym roku, rezultatów tej ignorancji i lenistwa? Katastrofa za katastrofą, katastrofę pogania! Ten młody roczek, udowodnił nam wszystkim w ekspresowym tempie, że Polska, mimo Unii, mimo pozornej "nowoczesności", w rozwoju gospodarczym nadal stoi w PRL-u, bo na nic poza wysokimi pensjami dla tych u żłoba, nie ma pieniędzy, a tym bardziej na jakieś "wróżenie z fusów" - jak określają każde długotrwałe planowanie "mędrcy" z góry...

Tok myślenia ludzi decyzyjnych można opisać mniej więcej tak:
A kto przewidzi, czy w tym roku będzie powódź, czy nie będzie? Więc po co się przygotowywać zawczasu, wydawać kupę szmalu na jakieś umacnianie wałów, zbiorniki retencyjne, rowy melioracyjne i inne duperele? A nóż się uda i nie trzeba będzie ludziom wypłacać odszkodowań popowodziowych, a najlepiej postawić na terenach zalewowych nowiuśkie osiedla i jeszcze na nich trochę dorobić, póki woda nie zmiecie ich kompletnie z powierzchni ziemi, bo kiedyś to w końcu nastąpić musi. Ale to przecie odległa przyszłość, nie za mojej kadencji, więc to nie ja się będę tym martwił, prawda? A jeśli nawet to i tak zwalę winę na kogoś innego, w końcu rzeki należą do jednego, rowy do drugiego, a wały do trzeciego!

Rozmyta odpowiedzialność i chciwość ludzi u władzy daje nam takie oto rezultaty.
Swoją drogą, ze sprawą katastrofy samolotu prezydenckiego, mieliśmy podobną sytuację. Teraz czytam, że przed podejściem samolotu do lądowania, w kabinie pilotów znalazł się gen. Błasik, dowódca sił powietrznych. Do tego, Edmund Klich, który jako jedyny do tej pory odsłuchiwał czarną skrzynkę z kokpitu TU-154, wyraźnie dał do zrozumienia, że piloci byli przez to pod dodatkową presją. Nie powiedział tego wprost, ale sprytnie dał do zrozumienia, że gdyby on pilotował ten samolot, to obecność i zachowanie generała, na pewno by mu nie pomogła podjąć właściwej decyzji czy lądować, czy nie. Władza leci, władza ma wylądować - O CZASIE! Bo jak nie, to... To tak właśnie władza kończy. Szkoda słów...

Wszystko w Polsce wymaga natychmiastowej naprawy, a właściwie remontu generalnego. Od dróg, przez rzeki, po system podatkowo-emerytalny, pomoc socjalną państwa, czy służbę zdrowia! Najdziwniejsze jest to, że zamiast tworzyć NOWE prawo, łatamy cały czas stare, po czym się okazuje, że jeden przepis mówi jedno, drugi co innego, a prawda i sprawiedliwość jest gdzieś pomiędzy, czyli na styku prawa, w szarej strefie, a wszelkiego rodzaju cwaniaczki skrzętnie to wykorzystują (vide osiedla na obszarach zagrożonych powodzią)... Można tą sytuację porównać do prac remontowych na naszych drogach. Wpierw kładzie się nową, gładką, nawierzchnię, którą za chwilę trzeba zrywać, bo się okazuje, że pod jezdnią trzeba położyć rury gazowe/wodociągowe, później jeszcze tylko jedno zrywanko nawierzchni dla energetyków i kawałek jezdni ma więcej łat, niż przed tymi wszystkimi remontami. Nie można tego wszystkiego skoordynować zawczasu? Broń Cię Panie Boże! Trzeba by jeszcze opłacić takiego koordynatora-stratega, a to oznacza mniej kasy do kieszeni! Lepiej niech robole się same dogadują, który kiedy ma robić. Taniej to i tak jakoś po polsku.

Ech! Polska to państwo na opak...

niedziela, 2 maja 2010

Walka o zwrot ubezpieczenia - AKT I



Czas kończyć wreszcie tę farsę z ubezpieczeniem rat na zakup telewizora w sklepie Avans. Dziś wysłałem do Banku kolejne pismo, w którym ponownie domagam się zwrotu składek, które do tej pory na ten cel wpłaciłem:

Do dyrekcji BPH Bank S.A. (dawniej GE Money Bank S.A.)
z siedzibą w Gdańsku,
przy ul. Marynarki Polskiej 177


Dotyczy umowy nr ***

W odniesieniu do Państwa pisma z dnia 31.03.2010 r., ponownie wnoszę o zwrot całości kwoty, którą wpłaciłem na sporne ubezpieczenie. Przypominam, iż przy podpisywaniu umowy zostałem wprowadzony w błąd o obowiązku ubezpieczenia mojej transakcji, jako wymóg udzielenia mi kredytu! Późniejsze, „nierzetelne“ (jak Państwo sami stwierdzili) informacje, podawane mi w tej sprawie przez konsultantów Biura Obsługi Klienta banku, dodatkowo pogłębiają moje przeświadczenie, iż Bank działał w złej wierze, przez co wbrew swojej woli zostałem zmuszony do opłacania ubezpieczenia w opcji 2), które, jak się teraz okazało, od początku było dobrowolne, a na dodatek mogłem z niego zrezygnować w trakcie trwania umowy, także przez telefon - co swoją drogą próbowałem uczynić, niestety uniemożliwiła mi to niedoszkolona/niedoinformowana Pani konsultantka!

Wobec powyższego, kwotę równą 72,1 zł (10,30zł x 7mies.) proszę przelać na konto bankowe o numerze: ***********. /dane do przelewu w stopce nadawcy u góry strony/

Jednocześnie pragnę poinformować, iż sprawę monitoruje już państwowa Komisja Nadzoru Finansów, a wszystko dot. niniejszego przypadku, wraz z korespondencją, opublikowałem w Internecie (zgodnie z zachowaniem poufności danych osobowych oczywiście)!
 Czekamy na odpowiedź...

czwartek, 15 kwietnia 2010

O tym jak Bank ugina się pod presją prześwietlania umów z nim zawartych...



Czas na podsumowanie sprawy zakupu telewizora na raty w sklepie Avans...

Oto, obiecane, najświeższe pismo z banku, jak widać sygnowane nazwiskiem samego Prezesa Zarządu Banku BPH, Józefa Wancera:


Kwestia: Ubezpieczenie



Spójrzmy zatem na postanowienia umowy:


O punktach ust. 1 par. 9 umowy, już pisałem przy wcześniejszych notkach. Zgodnie z ich zapisami Ubezpieczenie w Opcji 2) (czyli moje) jest obowiązkowe, czyli wymagane przez Bank w ramach zabezpieczenia spłaty kredytu.
Jednakże już w pkt. 7 ust. 2 bank daje możliwość "wygaśnięcia lub zakończenia" ochrony ubezpieczeniowej przed końcem okresu trwania umowy, co skutkuje zaprzestaniem naliczania dodatkowej opłaty (w moim przypadku 10,30 PLN) w miesiąc po zakończeniu ubezpieczenia.

Czyli jak to jest?? Dwa ustępy tego samego paragrafu jednej i tej samej umowy głoszą coś innego? W ust. 1 ubezpieczenie w opcji 2 jest obowiązkowe do końca trwania umowy, natomiast w ust. 2 zawarty zostaje punkt dający możliwość zakończenia ubezpieczenia (jeśli nie sprecyzowano w jakiej opcji, można mniemać, że w każdej!) na wniosek kredytobiorcy?! No i bądź tu człowieku, mądry!

Sądząc, po powyższej odpowiedzi zarządu banku, ubezpieczenie NIE JEST jednak obowiązkowe i można z niego zrezygnować w trakcie trwania umowy! Także, oto pierwsza i chyba najważniejsza konkluzja, w całej sprawie. Ludzie nie dawajcie się wrabiać sprzedawcom w sklepach typu Avans! W razie wmawiania Wam, że musicie objąć swoje raty ochroną ubezpieczeniową (czyli dodatkowymi kosztami), ponieważ bank tego wymaga, radzę od razu zrezygnować z zakupu, zrobić wielką awanturę, zadzwonić przy takim pracowniku do oddziału banku i wyjść z obietnicą, że dowiedzą się o tym odpowiednie służby państwowe (w tym wypadku KNF wydaje się być najefektywniejsza)! Naciągaczom mówmy stanowcze NIE!

Co do reszty odpowiedzi banku, przychylam się do wniosków w niej zawartych. Umowę w takiej, a nie innej, formie podpisałem, więc po części odpowiadam za zaistniałą sytuację. Mój zarzut o źle wyliczoną kwotę rat, po części tłumaczy fakt, iż początkowo myślałem, że ubezpieczenie było obowiązkowe toteż wliczałem je, zgodnie z ustawą, w Całkowity Koszt Kredytu - oczywiście do limitu wskazanego przez bank w umowie czyli do 1 369,60 zł (wszystko ponad tą kwotę uznałem za niezgodne z umową!), a po części nie wpadłem na to, że po odjęciu od sumy wyliczonych mi przez bank rat (117,55 x 12 = 1 410,60 zł), kosztów ubezpieczenia (10,30 x 12 = 123,60 zł), wyjdzie kwota równa 1 287 zł, czyli dokładnie tyle ile wziąłem na telewizor!

No dobrze, ubezpieczenie cofnięte, a co ze zwrotem wpłaconych przeze mnie składek?? W swojej korespondencji z 16 marca, wyraźnie się tego domagałem!
Tu oczywiście bank milczy, w piśmie nic o tym nie wspomniano, sprawa ucichła. Zapewne liczą na mą powściągliwość. Nie dziwi mnie to, w końcu składki płaciłem dobrowolnie, a mogłem przecież z nich zrezygnować, więc o co mi chodzi, prawda? Tyle że obsługa banku w pamiętnej rozmowie telefonicznej wyraźnie zaprzeczyła, aby była taka możliwość - i tu jest właśnie pies pogrzebany, czyli wina leży po ich stronie! Zamierzam jeszcze powalczyć o swoje, bo skoro:

"...analiza Pana rozmów z pracownikami wykazała, że przekazywanie przez nich informacje nie były wyczerpujące."
to czemu mam być przez to stratny?!

środa, 24 marca 2010

Moja Polis - znów kopiujemy Amerykę!




Tym razem słusznie, na szczęście...

Niewielu wie, że na Naszym podwórku, powstaje nowy portal oparty o WEB 2.0 - Moja Polis!

Będzie to klon obecnego projektu rządu Baracka Obamy - Data.gov, służącemu obywatelom USA, a prędzej tamtejszym Internautom, rzetelną bazą danych, dostępnych dotychczas jedynie organom rządowym.



UOKiK wyjaśnia!



Niedawno, obiegła kraj wieść, że UOKiK wygrał sprawę przed sądem Ochrony Konkurencji i Konsumentów z operatorem Orange, ws. zakwestionowanych klauzul, zawartych w umowach z abonentami. Media szybko podchwyciły tę, jakże poczytną, wiadomość i ochoczo zabrały się za szerzenie radosnej informacji, wśród gawiedzi...

wtorek, 23 marca 2010

www.policja.pl - przepraszamy serwis niedostępny




Wskaźnik sprawności działań organów ścigania, w naszym kraju, należy do jednych z lepszych w Europie (wykrywalność 67,1%w roku 2009).

Trochę to dziwne, zważywszy na ostatnie cięcia budżetowe (choćby słynny problem z benzyną do radiowozów). Toteż postanowiłem sprawdzić jak się ma sprawa komunikacji Policji z szarym obywatelem w sieci...




czwartek, 18 marca 2010

Sprawdź swoją Toyotę, zawczasu!



O ostatnich problemach Toyoty, pewnie słyszał już każdy. Jako, że niniejszy blog pełni też funkcje informacyjne, w poniższej notce pragnę przypomnieć o sprawie i uczulić kierowców, że na drodze są w równym stopniu odpowiedzialni, co narażeni na następstwa, niekompetencji i niedopatrzeń konstruktorów.

Oto czego możemy się dowiedzieć z oficjalnej strony Toyoty o potwierdzonej usterce pedału gazu:

wtorek, 16 marca 2010

Wysłałem kolejne pismo do banku...



W dniu dzisiejszym, skomponowałem oraz wysłałem do banku BPH, kolejne pismo w wiadomej sprawie.

Przedstawiam treść owego dokumentu:


Do dyrekcji BPH Bank S.A. (dawniej GE Money Bank S.A.)
z siedzibą w Gdańsku,
przy ul. Marynarki Polskiej 177

Dotyczy umowy nr ***


    
W związku z odpowiedzią na moje pismo z dnia 23.01.2010 r., oświadczam, iż przy zawieraniu umowy nr ***, zostałem wprowadzony w błąd, co do obowiązku zawarcia umowy ubezpieczenia niniejszej transakcji. Wobec powyższego uchylam się od skutków prawnych swojego oświadczenia woli o objęciu dobrowolnym ubezpieczeniem mojego kredytu oraz domagam się zwrotu wpłaconych przeze mnie na ten cel składek.
Pow. sumę proszę przesłać na konto bankowe o numerze: ...................................
               
     Ponadto kwotę, którą wyliczył mi Bank jako minimalną sumę miesięcznej raty kredytu (tj. 117,55 zł), uważam za rażąco nieadekwatną, w stosunku do samej kwoty transakcji, czyli 1 287,00 zł.
Skoro wg przytoczonej przez Państwa w piśmie Ustawy o kredycie konsumenckim, przy umowie o kartę kredytową, nie mogą Państwo wyliczyć dokładnie Całkowitego Kosztu Kredytu, przez co w podpisanej przeze mnie Umowie, widnieje jedynie wyliczony szacunkowo CKK równy 1 369,60 zł dla limitu rzędu 8 000 zł, uważam iż płacąc Bankowi więcej za mniejszą sumę przyznanego mi salda debetowego (6 800 zł), zostałem dodatkowo oszukany przez Bank, który niewspółmiernie do kwoty transakcji oraz przyznanego limitu, wyliczył CKK na poziomie 1 410,60 zł (117,55 x 12), czyli o 41 zł więcej niż we wcześniejszym przykładzie!

W związku z powyższym ponawiam swoją prośbę o korektę rachunkową w/w rat miesięcznych i przyjęciu do wiadomości faktu, iż sprawą zajmują się już organy państwowe, ku temu powołane.


Ciekaw jestem, czy w ogóle odpiszą?
Poczekamy, zobaczymy...

poniedziałek, 15 marca 2010

Sprawa "dobrowolnego" ubezpieczenia C.D.



Właśnie dokopałem się do tematu, bardzo przydatnego w mojej sprawie z bankiem GE Money (obecnie BPH)!!! Jak widać, nic w dzisiejszych czasach, nie może się odbyć, bez interwencji wujka Google. ;-)

Pod TYM ADRESEM znajduje się forum dyskusyjne, z tematem praktycznie bliźniaczym do mojego.
Wszystkich zainteresowanych gorąco zachęcam, do przeczytania odpowiedzi w nim zawartych!

Sam, zgodnie z poradą Pana Marka Jańczyka z w/w forum, wystosuję do banku oświadczenie o wprowadzeniu mnie w błąd, co do obowiązku zawarcia umowy ubezpieczenia, wobec czego uchylam się od skutków prawnych swojego oświadczenia woli, o objęciu ubezpieczeniem mojego kredytu oraz domagam się zwrotu wpłaconych przeze mnie składek!

Zobaczymy, co bank na to...

Szczegóły, wkrótce!

Władcy Marionetek wg Sekielskiego

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.

piątek, 12 marca 2010

Jest sprawa taka...



Ostatnio w Instytucji, w której pracuję, odbyło się zebranie z Dyrekcją, na którym dowiedzieliśmy się, że czeka nas redukcja etatów...

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po złożeniu powyższej deklaracji, parę dni później, szefostwo ogłosiło nabór, na kolejne stanowiska!

I o co tu chodzi??

Swoje pytanie kieruję do Was, oczytanych, znających się na rzeczy, ludzi z pokolenia, które ponoć wie wszystko. Zaprzyjaźnionych z Wujkiem Googlem, potrafiących wysnuwać logiczne wnioski, z najmniejszych chociażby objawów niekompetencji i pomysłów, rodzących się w głowach Tych, na górze. A wszystko to okraszone jednym wielkim - #FAIL

poniedziałek, 8 marca 2010

KRUK w reklamie!





Tak oto reklamuje się, ponoć największa firma windykacyjna w Polsce - KRUK S. A.

Tą niecodzienną reklamę zobaczyłem wczoraj przypadkiem.
Jakież to piękne, Windykator chce się przecież tylko dogadać (sic!), wystarczy do nich zadzwonić, a oni od razu rozłożą Twój dług na raty, które będziesz w stanie spłacać! Cudne! Na dodatek, ta zniewalająca muzyka! Od momentu ukazania się na ekranie Pani telefonistki, z miejsca tchnęło we mnie nadzieją i beztroskim zaufaniem:
Ach! Oni są po to, żeby mi pomóc!
Bardziej ludzka twarz firmy, która zarabia na ściąganiu długów? No cóż, domniemywam iż, w całej tej kampanii wcale nie chodzi o poprawę wizerunku, a zwykłe, oszukańcze, rozmycie prawdziwej działalności spółki tak, aby klient wiedziony papką z reklamy, uwierzył, że jeśli do nich zadzwoni, to pomogą mu spłacić długi. Przecież KRUK to nie bank, mimo że reklamuje się jak bank, to nim nie jest! Główną działalnością firmy jest ściąganie długów i żadne dogadzanie dłużnikom nie wchodzi w rachubę, bo niby czemu miałoby tak być? Jedynym celem jest tu - wyrwanie od takiego, co się należy, plus odsetki za zwłokę i obsługę komorniczą!


Z komornikiem się nie gada, komornikowi się płaci.

Wielu z nas, zapewne miało kiedyś do czynienia z wierzycielami. A to wzięło się pożyczkę na samochód, to na mieszkanie, albo na wymarzony urlop. Mało tego, zapewne większość, miała kiedyś przypadek, że nie zapłaciła w porę rachunku za gaz/prąd/telefon/Internet/etc. Moje osobiste doświadczenia z firmą KRUK S.A. należą do kategorii - zapomniane.


Miałem kiedyś umowę z TP S.A. na zwykły telefon stacjonarny. Po paru latach współpracy, uświadomiłem sobie, że z tego telefonu prawie nie korzystam i że nie opłaca mi się dalej go utrzymywać. Toteż, najzwyczajniej w świecie, przy najbliższej okazji, nie przedłużyłem z w/w operatorem swojej umowy...
TP S.A. wdzięcznie stwierdziło, iż wszystkie rachunki mam opłacone, więc nic nie stoi na przeszkodzie zaprzestania świadczenia usług telekomunikacyjnych, musieli jednak wysłać mi ostatnią fakturę na kwotę (uwaga!) 1,22 PLN, bo takie mają procedury... Z rozbawieniem zapłaciłem tę kupę szmalu przelewem przez Internet (na poczcie sam przekaz kosztowałby z 5 zł!) i wszystko miało się zakończyć Happy End'em.

Oczywiście, życie nie byłoby życiem, gdyby nie pewno ale...
Po miesiącu od zapłacenia owej "śmiesznej" sumy, na moją skrzynkę wpłynął list od KRUK S.A. wierzyciela rzekomego długu, który nie został uregulowany ze spółką TP S.A., parę lat wcześniej. List był napisany w swoistym, roszczeniowym tonie, z naciskiem na niezwłoczne uregulowanie zaległej opłaty (bodajże ok 80 zł), na konto w/w wierzyciela, pod groźbą natychmiastowego wszczęcia postępowania komorniczego! Zaraz po tym, ładnie wytłuszczony, widniał ów "przyjazny" numer 71 888 00  w celu kontaktu. ;-)

Co zrobiłem?
Po prostu to olałem, gdyż miałem wówczas pewność, że wszelkie zobowiązania płatnicze w stosunku do TP S.A., mam uregulowane w 100%. Poza tym na wszystkie faktury miałem potwierdzenia wpłat, w elektronicznym wyciągu swego konta, więc w razie dalszego nękania mnie przez powyższą firmę, to ja służyłbym im pomocą - prawną.

Morał?
Do dzisiaj nie wiem o co chodziło z tymi 80 zł dla KRUK'a, ale, ponieważ było to ładnych parę lat temu i nigdy więcej nie dostałem od nich podobnego pisma, nie zawracam sobie tym głowy. Może kiedyś, rzeczywiście, zapomniałem zapłacić jakiegoś rachunku za telefon, ale czy w takim wypadku TP S.A nie nękałaby mnie owym zadłużeniem przy każdej kolejnej fakturze, aż do skutku? A może było tak, że w ramach swoistej "zemsty" za nieprzedłużenie z nimi umowy, sprzedali owej, "przyjaznej" dłużnikom, firmie windykacyjnej moje dane osobowe, a ta już, na bazie swych zawodowych praktyk, po prostu próbowała złapać kolejnego naiwnego klienta, na swój numer kontaktowy, który zapewne jest dopiero zapalnikiem* wszelkich czynności komorniczych.

Oj ten dzisiejszy marketing, normalnie ubaw po pachy!


* teoria spiskowa głosi, że ten kto nie oddzwoni pod wskazany numer, zostaje po jakimś czasie po prostu skreślony z listy potencjalnych "klientów", o ile oczywiście kwota zadłużenia jest niewielka i Windykacji nie opłaci się wszczynać o nią kosztownych procedur komorniczych.

niedziela, 7 marca 2010

Wreszcie dostałem konkretną odpowiedź!!



Wczoraj w skrzynce na listy znalazłem kopertę z logiem banku BPH.
Pomyślałem: czyżby wreszcie przeczytali moje pismo - ze zrozumieniem?
Zaciekawiony, otwieram kopertę, wyjmuję z niej 2 kartki A4, spięte spinaczem. Czytam...


Cóż... Nareszcie dostałem, konkretną odpowiedź, przedstawiającą rzeczowe argumenty odnośnie, podpisanej przeze mnie Umowy. Argumenty, do których mogę się jakoś odnieść.
Przypominam jest to 7 tydzień od daty wysłania mojego pisma do banku (od 23.01.2010 r.)!

Przyjrzyjmy się zatem owym argumentom:


Sz. P. Specjalista Działu Obsługi Zapytań i Reklamacji banku BPH (tym razem nazwiska nie opublikuję) stwierdza, iż podpisując umowę własnym imieniem i nazwiskiem, w której wyraźnie wyznaczono mi raty w kwocie 117,55 PLN miesięcznie, nie mam teraz żadnego prawa do reklamacji. Innymi słowy - widziały gały co brały! Niestety, przy podpisywaniu w/w umowy, nie miałem w głowie otwartego arkusza kalkulacyjnego i nie policzyłem od razu w pamięci, ile to wyjdzie te 117,55 PLN x 12, toteż założywszy, iż Bank potrafi liczyć lepiej ode mnie, zaufałem w ciemno, że wysokość rat została obliczona zgodnie z przedstawioną mi Umową, czyli że ich suma pokryje się z jedyną, przedstawioną w w/w Umowie kwotą kosztów całkowitych = 1369,60 PLN... Powinienem był od razu, spytać, zaraz zaraz przecież to nie tak i prosić o wyjaśnienia, kogo? Sprzedawcę w sklepie Avans!

Bank 1 : 0 Ja!

Jedziemy dalej!

 

Czyli tak. Podstawowym problemem jest fakt, iż umowa, którą podpisałem, jest umową o kartę kredytową, z limitem debetowym rzędu 6 800 PLN, toteż dokładne wyliczenie Całkowitego Kosztu Kredytu bank uznaje za niemożliwe, ponieważ nie wiadomo, ile z tego debetu klient wybierze. Dlatego w umowie jest podany jedynie szacunkowy CKK równy 1369,60 PLN, wyliczony dla przykładowego kredytu konsumenckiego w wys. 8 000 PLN, wszystko zgodnie z Ustawą o kredycie konsumenckim. Toteż, par. 5 ust. 2 Umowy głosi iż ostateczna wysokość kosztów zależeć będzie od tego, w jakich wysokościach ów limit kredytu, zostanie przeze mnie wykorzystany, jakiego typu transakcje będą dokonywane oraz w jakich terminach i wysokościach będzie następowała spłata zadłużenia.

Szybkie zerknięcie na przytoczony fragment Umowy i wyraźnie widać, że Bank jest "kryty", bo wyliczają CKK jedynie "szacunkowo":


Rzeczywiście Umowa nie określa dokładnej kwoty CKK, wszystkie wyliczenia są szacunkowe, czyli nie mogę na nich oprzeć swoich roszczeń, tym bardziej jeśli miałbym zgłosić sprawę do sądu. Czyli wychodzi na to, że znów poległem.

Czy jest w takim razie coś, do czego mogę się przyczepić?!

Mogę mieć zastrzeżenia co do samej treści Umowy, z której nie wynika jednoznacznie, ile jestem Bankowi dłużny, za dokonanie, przytoczonej przez Pana Specjalistę w piśmie, promocyjnej transakcji bezgotówkowej - Stałe Spłaty na kwotę 1 287,00 PLN! Czyli zakupu telewizora, z którym nierozerwalnie łączy się cały powyższy kredyt!
Dodatkowo, mowa o Ubezpieczeniu powyższego kredytu i kwestia jego rzekomej dobrowolności nadal pozostaje dla mnie niejasna. Zamierzam jeszcze poprosić bank, o wyjaśnienia mi tej kwestii.

Co do samej karty kredytowej... Po jej otrzymaniu, od razu do nich (banku) zadzwoniłem, żeby mi ją zablokowali, a najlepiej anulowali, ponieważ absolutnie nie zamierzam z niej korzystać, na co uzyskałem odpowiedź, iż anulowanie nie jest możliwe, dopóki nie spłacę ostatniej raty. Jedyne co mogłem to, tymczasowo zablokować kartę. W swoim piśmie wyraźnie zresztą zaznaczyłem, że po wpłaceniu przeze mnie ostatniej, 12-ej raty, proszę o niezwłoczne anulowanie w/w karty, co może oznaczać iż nie zamierzałem wykorzystać przyznanego mi na niej debetu. Niestety moje zamierzenia, raczej trudno by było udowodnić. Bank ma podstawy, by twierdzić, iż dopóki jestem w posiadaniu niniejszej karty, dopóty mogę z niej chcieć korzystać, a oficjalnie, zgodnie z Umową, kartę ową posiadam do momentu spłaty przeze mnie całego zaciągniętego zadłużenia.

Co to zmieni i czy się opłaca?

Wraz z pismem od banku, dostałem wczoraj również rachunek telefoniczny, wraz z bilingiem. Co się okazało? Moja pamiętna rozmowa z bankiem, kosztowała mnie brutto, ponad 9 zł! Nie dość, że się nasłuchałem automatycznych sekretarek, to jeszcze parokrotnie mnie przekierowywano, zanim połączono mnie z odpowiednim pracownikiem placówki, któremu również musiałem długo wyjaśniać swoje stanowisko, zanim cokolwiek zrozumiał/ła. Policzmy zatem, ile mnie kosztowała dotychczasowa korespondencja z bankiem. Jak na razie, na wszystkie rozmowy telefoniczne, plus wysłanie pisma na poczcie, wydałem razem ok 18-20 zł. Niewiele? W stosunku do roszczonej przeze mnie kwoty (41 PLN), to przecież niemal połowa, a sprawa nadal zostaje nierozwiązana! Innymi słowy, musiałbym rzeczywiście iść w zaparte, stracić o wiele więcej pieniędzy i czasu, zanim mógłbym cokolwiek zdziałać. Niestety, takie są realia w Naszym kraju. Sam obywatel, nie może nic, poza pieniactwem i wykrzykiwaniem o swoich prawach.

Pomimo moich starań, nie udało mi się powyższą sprawą zainteresować ani UOKiK, ani KNF, ani RPK, zero odzewu ze strony każdej z tych instytucji, każe domniemywać, iż moje podatki idą w błoto!

Jak dla mnie, sprawa ma się ku końcowi, pomimo mych wcześniejszych zapewnień, że nie można odpuszczać tej fali złodziejstwa, na którą jesteśmy narażani każdego dnia, samemu wiele zdziałać nie mogę... Przykre to, smutne i śmieszne zarazem, bo kto by pomyślał, że w XXI wieku, kiedy mamy tyle Urzędów ds. nadużyć/korupcji/ochrony konsumenta/etc., cyfrową telewizję na życzenie, Internet oraz masę reporterów żądnych sensacji, w prostych sprawach dotyczących wielkich instytucji finansowych, nadal jesteśmy osamotnieni w boju...

------

EDIT:


Dnia dzisiejszego tj. 09.03.2010r., otrzymałem pismo z Komisji Nadzoru Finansowego, która, jako jedyna dotychczas, wykazała zainteresowanie moim przypadkiem! Jak się okazuje, ichni Departament Ochrony Klientów, po wpłynięciu mojego pisma, zwrócił się do zarządu banku BPH S.A., z żądaniem wnikliwego zbadania sprawy i ustosunkowania się do zarzutów przeze mnie przedstawionych oraz o udzielenie mi stosownych wyjaśnień w zakresie poruszonych przeze mnie kwestii. Jednocześnie, KNF od razu zaznacza, iż jako Instytucja Pożytku Publicznego, nie ma żadnej władzy wykonawczej, toteż nie może tak na prawdę nic, poza pisemnym upominaniem/nękaniem, łamiącego prawo konsumenta, banku.
 

Oto całość pisma z KNF:



Jak mniemam, powyższa odpowiedź banku, jest właśnie efektem owych działań KNF. Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, aby BPH wysyłało mi z własnej nieprzymuszonej woli, dwa jakże odmienne od siebie pisma, dotyczące tej samej sprawy. Czyli, gdyby nie pomoc w/w Urzędu, bank nadal miałby mnie w d...




Tylko, czy tak naprawdę to coś zmieniło w kontekście całej sprawy?

piątek, 12 lutego 2010

Po rozmowie telefonicznej z Obsługą Klienta banku BPH...



Sprawa bulwersuje mnie coraz bardziej. Zadzwoniłem wczoraj do obsługi klienta banku BPH, w sprawie uzyskania jakichś dodatkowych informacji odnośnie pisma, które mi wysłali.

Konkluzja może być tylko jedna - bank leci sobie w kulki z każdym klientem, który ośmiela się zgłaszać jakiekolwiek reklamacje. Ty, drogi konsumencie, jesteś tylko i wyłącznie od płacenia, według zasady - "Płać i płacz!"

Oto szczegóły rozmowy z Obsługą Klienta banku BPH:

Po pierwsze, na wstępie od razu zaznaczam, iż Panienka z obsługi (nadal!) nie miała wglądu w treść:
a) umowy ze mną podpisanej (mimo kopii, którą do nich wysłałem!)
b) mojego pisma

Miała za to informację, że złożyłem oświadczenie o odstąpieniu od umowy i na nic zdały się moje tłumaczenia, że od żadnej umowy nie odstępuję, że złożyłem jedynie reklamację z prośbą o korektę rachunkową, rozłożonych mi przez bank rat. Niestety, ona ma w komputerze, że złożyłem tylko oświadczenie o odstąpieniu (bla bla bla) i już! Moja irytacja w tym momencie wzrasta...

Po drugie, na ekranie przed sobą, Pani wyraźnie widzi kwotę transakcji, czyli 1287 zł (kwota ta rzeczywiście pojawia się w umowie na stronie 7, gdzie wyliczone są raty) i nic więcej, toteż nie rozumie o co mi chodzi z tym Całkowitym Kosztem Kredytu w kwocie 1369,60 zł, na co ja mówię żeby sobie policzyła sama, że 12 x 117,55 zł to nie 1287! Tutaj Pani zmienia taktykę i wyjawia tajemnicę o dobrowolnym ubezpieczeniu, którym została objęta moja transakcja. No proszę, jakie to słodkie, tak się o mnie troszczą, że sami za mnie podejmują decyzję o ubezpieczeniu!

- Skoro tak, - powiedziałem - to proszę mi to "dobrowolne" ubezpieczenie anulować, ponieważ na żadne takie ubezpieczenie, przy podpisywaniu umowy, się nie godziłem, a w samej umowie, próżno szukać czegokolwiek na ten temat! Na co, Pani wyraźnie dała mi do zrozumienia, że teraz jest to już niemożliwe... Jak to? Wpierw mój kredyt został objęty dobrowolnym ubezpieczeniem bez mojej wiedzy, a teraz nie mogę z tego dobrowolnego ubezpieczenia, w trakcie trwania umowy, zrezygnować? Ot definicja przymiotnika dobrowolny, w słowniku bankowym!

Jedziemy dalej! Co mi Pani doradza? Doradza mi przesłać do banku pismo. Na mą sugestię, iż takie pismo już przecie ode mnie otrzymali, dostaję, jakże znaną mi już, odpowiedź, że przesłałem im jedynie oświadczenie o odstąpieniu od umowy.
- Jakie odstąpienie?? Co mi Pani tu... mówi?! - właśnie się zorientowałem, że zacząłem krzyczeć do słuchawki - Przecież, wysłałem do was jedynie pismo reklamacyjne z prośbą o korektę rat! Gdzie ma Pani tam napisane, że odstępuję od umowy, proszę mi wskazać?! - pytam.
- Nie mam wglądu w Pańskie pismo, więc nie mogę Panu przytoczyć...
- To proszę mnie połączyć z kimś, kto ma wgląd w to pismo! - drę się na cały głos.
- Niestety nie ma takiej możliwości...
- Proszę połączyć mnie natychmiast z Pani przełożonym!
- Nie ma takiej możliwości, gdyż pracuje tylko do godziny 16... Dość! Na tym ma cierpliwość się wyczerpała, pożegnałem się z Panią ozięble, kwitując całą sprawę oświadczeniem (a jakże!), iż od tej pory moim przypadkiem zajmie się odpowiednia, powołana specjalnie ku temu, instytucja państwowa! I to jest jedyne oświadczenie, jakie ode mnie otrzymają.

Dziś, mój dobry znajomy (prawnik z zawodu), polecił mi wysłać do nich kolejne pismo, z prośbą o bardziej szczegółowe wyjaśnienia, gdyż te, które otrzymałem są niewystarczające.

Jak myślicie, przeczytają w końcu te moje pismo ze zrozumieniem, czy nadal będą mi słać jakieś zdawkowe, nie mające nic wspólnego z tematem, odpowiedzi? A może przeceniłem jednak ich możliwości, może powinienem skomponować inne pismo, takie które ogarnąłby nawet przeciętny Amerykanin (z prawdziwie dobrowolnym ubezpieczeniem na życie)? What do You think?

środa, 10 lutego 2010

Odpowiedź z banku!



W dniu 10 lutego 2010 r. otrzymałem z banku pismo, w sprawie poruszanej przeze mnie niezgodności w umowie kredytowej zawartej z bankiem GE Money, obecnie BPH (więcej w poście Praktyki GE Money Bank).

Po przeczytaniu go wpadłem w osłupienie...

Nie dość, że nie ustosunkowali się do 90% treści mojej reklamacji, to jeszcze oświadczają mi, że próbowałem odstąpić od zawartej z nimi umowy! Tymczasem, z treści mojego pisma, wynika wyraźnie, iż poprosiłem grzecznie o korektę błędu rachunkowego, z którego wynika iż zapłacę bankowi o 41 zł więcej niż mam na umowie!!

Skandal, brak kompetencji + kłopoty ze zrozumieniem tekstu, są u nich widocznie normą!

Załączam kopię pisma, otrzymanego od Pani Elżbiety Kraczek, (uwaga!) Kierownika Działu Aneksów i Rozliczeń Kredytów, wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd!



Z całego powyższego dokumentu, tylko jedno zdanie uważam za odnoszące się do sedna sprawy. A mianowicie:
"Pozostałe warunki ww. umowy o kredyt odnawialny nie zmieniają się, w związku z czym jest Pan zobowiązany do spłaty zadłużenia zgodnie z informacjami podawanymi w przesyłanych przez Bank co miesiąc zestawieniach transakcji."

Zgodnie z informacjami podawanymi w przesyłanych przez Bank co miesiąc zestawieniach transakcji? A czemu nie - zgodnie z umową? Czy to oznacza, że bank może każdemu kredytobiorcy, ustalać raty miesięczne wg własnego widzimisię, nie zważając na zapisy umowy??



Ot, pytanie do banku BPH...

Po debacie, czyli - PO kiego to było??


Po debacie premiera z Internautami, rządowa ustawa "cenzury" internetu została zawieszona i nie jest to zaskoczeniem, jednakże strasznie martwi fakt, iż z materiałów dostępnych mediom, wynika taki oto obraz polskiej rzeczywistości:

Dziś poseł Janusz Piechociński (z koalicyjnego PSL) ujawnia przyczynę, która w rzeczywistości miała stać za decyzją premiera. Z wpisu na blogu Piechocińskiego wynika, że premierem nie kierowała jednak dobra wola, a przepisy polskiego prawa, z którymi zaproponowana przez jego rząd ustawa jest niezgodna.
Według Janusza Piechocińskiego, specjalna podkomisja sejmowa otrzymała opinię od Biura Studiów i Analiz Sejmowych, w której stwierdzono, że rządowa specustawa jest niezgodna z Konstytucją, gdyż wprowadza przepisy naruszające wolność słowa oraz ograniczające dostęp do informacji.
Po otrzymaniu opinii prawnych, podkomisja dziś odrzuciła propozycje rządu, dotyczące cenzury w Internecie.

Źródło PCLab.pl.
Czyli, prace rządowych myślicieli, których utrzymujemy z własnych pieniędzy, skwitować można jednoznacznie: kpiny!

sobota, 30 stycznia 2010

Debata z Premierem, alias zapytajpremiera.pl

Wkrótce ma się odbyć debata Premiera Donalda Tuska z polskimi Internautami. Jej tematem, ma być oczywiście sprawa rządowego projektu ograniczania dostępu do stron odgórnie ustalonych za zakazane, czyli w skrócie nazwana przez większość cenzurą Internetu.

Przedsięwzięciem zajął się znany (lub nie) bloger Maciej Budzich z mediafun.pl. Przygotowania idą pełną parą, powstała specjalna strona http://zapytajpremiera.pl, czyli wszystko idzie w dobrym kierunku. Ciekawostką jest fakt, iż aby zadać pytanie w debacie, wystarczy mieć konto w którymś z popularnych portali społecznościowych/mikroblogowych, jak: blip, twitter, facebook, flaker, czy goldenline.

Nikt jeszcze nie wie, jak będzie wyglądać sama debata, ale na Facebooku powstał odpowiedni topic, w którym można już zadać Premierowi swoje pytanie.

Jako żywo zainteresowany całą sprawą, umieściłem tam swoje zapytanie, o następującej treści:

1. Jak sobie Pan wyobraża Internet w Polsce za kolejnych paręnaście lat?

2. Czy chciałby Pan, aby przed każdym udzieleniem dostępu do Internetu, obywatel musiał potwierdzać swoją tożsamość, logując się do jakiegoś rządowego systemu monitoringu mediów??

3. Jaka jest Pana główna pobudka dla prób ograniczania ludziom dostępu do czegokolwiek (z naciskiem na dostęp do wiedzy, którą obecnie w głównej mierze jest Internet właśnie) i jak to się ma do wolności słowa, sumienia, przekonań religijnych (bo skąd mamy wiedzieć, czy za chwilę strony traktujące o religii muzułmańskiej, nie zostaną zakwalifikowane na taką czarną listę, pod przykrywką walki ze światowym terroryzmem), czy nawet Pańskich obietnic wyborczych o prawdziwej drugiej Irlandii??

4. Czy rzeczywiście uważa Pan Polaków za niedouczonych imbecyli, tudzież niedorozwiniętych prostaczków, których trzeba koniecznie trzymać za rączkę, pokazując im (na szczeblu rządowym!) co jest obyczajowo przyjęte, a co nie (o! przepraszam, jeśli całe zło w Internecie zostanie zablokowane, to nie będzie już co pokazywać w tej drugiej kategorii, prawda?), bo inaczej, mając dostęp do tej nieograniczonej niczym przestrzeni wirtualnej, najzwyczajniej w świecie zbłądzą, pogubią się, czy zejdą na złą drogę, produkując w domowych zaciszach bomby atomowe, tudzież niewykrywalne pistolety maszynowe, w międzyczasie oglądając, dla zabawy, dziecięce porno??

5. Czy rządowi specjaliści od IT, są odpowiednio przygotowani na "wojnę" z niezliczoną rzeszą, młodych, prężnych umysłów, specjalizujących się w obchodzeniu najwymyślniejszych zabezpieczeń sieciowych, a zwłaszcza tych, które w sposób odgórny ograniczają, czyt. cenzurują, dostęp do jakichkolwiek zasobów informacyjnych??

Nie mam zamiaru ukrywać, iż jakakolwiek cenzura w naszym życiu, osobiście bulwersuje mnie do cna! Jednocześnie mam skromną nadzieję, iż żadne tego typu przedsięwzięcia, w tym kraju po prostu nie przejdą, zwłaszcza, że jako naród jesteśmy, w tym aspekcie, historycznie doświadczeni, o czym każdy kolejny rząd nie powinien zapominać!

P.S. O pomysłach ocenzurowania Internetu już tu zresztą pisałem, odsyłam do lektury posta Internet = wylęgarnia chamstwa i plugastwa!


czwartek, 21 stycznia 2010

Praktyki GE Money Bank

W skrócie: oszukali mnie! Jak? Normalnie, po polskiemu. Gdzie? W sklepie RTV/AGD Avans! Dlaczego? Głupie pytanie! W jaki sposób? Przez kredyt Raty 0%, zaciągnięty na głupi telewizor LCD w GE Money Bank S.A. A było, tak...

Pewnego pięknego dnia, zapragnąłem mieć telewizor. Taki, jak wszyscy normalni ludzie w moim wieku - czyt. duży i płaski. Wybrałem się więc do najbliższego sklepu RTV/AGD, padło na Avans. Tam, szybko wybrałem sobie odpowiadający mi model i... Popełniłem fatalny błąd - kupiłem go sobie na raty, a muszę dodać, że raty te, pięknie mieniły się w sklepie, chwytliwym ostatnio sloganem - RATY 0%.

Niestety, dopiero po pół roku, miałem dłuższą chwilę, by usiąść i dokładniej przyjrzeć się temu kredytowi, ponieważ cały czas drążyło mnie poczucie, że ktoś mnie tu zrobił w konia! No i masz! Doszukałem się!

Po głębszym zapoznaniu się z siedmioma stronami "zaciurkanymi" drobnym maczkiem odkryłem, iż suma rat, które wyliczył mi bank, nijak nie chce pokryć się z kwotą podaną w podpisanej przeze mnie umowie. Z prostego obliczenia wynika, że zapłacę bankowi 41 PLN więcej, niż powinienem! Mało! - powiecie. O takie grosze nie ma się co kłócić! - zadrwicie.
A właśnie, że DUPA! Nie ma, że mało, nie ma że się nie opłaca! Tutaj nie chodzi o te 41 zł, tutaj chodzi o przyzwolenie! Jeśli pozwalamy bankom (i wszystkim innym), okradać nas, ze swych ciężko zarobionych pieniędzy, tylko dlatego, że domaganie się swoich praw, przysparza trochę zachodu, to równie dobrze możemy zrzec się płacy, w imię dobra Państwowej przedsiębiorczości! Poza tym, nie zdziwiłbym się, gdyby podobne praktyki owego banku, zgłosiło teraz całe grono jego pozostałych klientów. Wyobrażacie sobie jaka to kasa, jeśli na każdym kredycie udałoby się wyrwać te paredziesiąt/set złotych? Sądząc po naszych przyzwyczajeniach i ospałości w reakcjach, można by rzec, że tylko niewielka liczba osób, zdecydowałaby się walczyć o swoje, co daje takiemu "pseudobankowi" naprawdę wielkie pieniądze, zupełnie za darmochę. Smutne, ale prawdziwe...

Zadzwoniłem dziś do nich (banku) i okazało się, że Pani z obsługi nie wiedziała jak mi pomóc, skończyło się na tym, że poleciła mi wysłać do siedziby banku pismo, wraz z KOPIĄ UMOWY, ponieważ (uwaga!) ona mojej umowy nie posiada i nie może zweryfikować jej treści! Żart? Bynajmniej!

Oto pismo, które wystosowałem, w tej sprawie do Banku:

-------
Do dyrekcji BPH Bank S.A. (dawniej GE Money Bank S.A.)
z siedzibą w Gdańsku,
przy ul. Marynarki Polskiej 177


W związku z rozbieżnością, którą odkryłem w treści umowy kredytowej nr ***, zawartej z Państwem w dniu ***, czyli różnicą pomiędzy podaną w ww. umowie kwotą całkowitego kosztu kredytu (CKK) w wysokości 1369,60 PLN, a sumą wyliczonych mi przez Państwa rat tj. 117,55 PLN x 12 = 1410,60 PLN, oświadczam iż obowiązującą mnie kwotą spłaty całego, zaciągniętego u Państwa, kredytu jest podana powyżej kwota CKK równa 1369,60 PLN, nie zaś kwota, którą otrzymuję po zsumowaniu wyliczonych przez Państwa rat miesięcznych! Żadne tłumaczenia o dodatkowych kosztach/ubezpieczeniu kredytu, mnie w tym wypadku nie interesują, z prostej przyczyny: na żadne tego typu (dodatkowe) koszty, przy podpisywaniu umowy, się po prostu nie godziłem, co więcej nie zostałem o nich nawet poinformowany, nie wspominając już o fakcie, że w umowie nigdzie nie widnieje suma 1410,60 PLN! Jest w niej za to wyraźnie podany całkowity koszt kredytu (CKK) równy 1369,60 PLN, na który to składają się:

0 PLN prowizji za udzielenie kredytu,

953,60 PLN odsetek należnych bankowi za cały okres kredytowania,

416,00 PLN opłaty z tytułu ubezpieczenia Kredytobiorcy na wypadek zgonu, trwałej i całkowitej niezdolności do pracy oraz utraty pracy, albo poważnego zachorowania według wyboru Kredytobiorcy (nikt mi takiego wyboru nie dał!).

Pragnę poinformować Państwa, iż zgodnie z ustawą o kredycie konsumenckim z 2001 r., całkowity koszt kredytu (CKK), podany w Umowie o kredyt konsumencki (UKK), jest ostateczną kwotą, którą Kredytobiorca ma obowiązek spłacić, o ile nie zgodził się on dobrowolnie, na dodatkowe koszty fakultatywne, co w moim przypadku nie miało miejsca, ponieważ przy transakcji, wyraźnie zaznaczono, iż ubezpieczenie w takiej formie, w jakiej widnieje na Umowie, jest obowiązkowe, czyli winno być wliczone w CKK (owo 416 PLN).


Wobec powyższego proszę o niezwłoczną korektę wyżej opisanych rat spłaty kredytu tak, aby ich suma była jednoznaczna z podaną mi w umowie kwotą całkowitego kosztu kredytu (CKK) równą 1369,60 PLN! Dodam tylko, że spłaciłem już 5 (słownie pięć) rat po 117,55 PLN, co daje w sumie kwotę równą 587,75 PLN, czyli do spłaty całości pozostało 781,85 PLN (1369,60 - 587,75), którą to kwotę proszę rozbić na pozostałe raty.


Jednocześnie proszę też o unieważnienie karty kredytowej nr ***, niezwłocznie po spłaceniu przeze mnie zaciągniętego u Państwa kredytu. Stosowny wniosek, wraz z moim podpisem, znajduje się na szóstej stronie Umowy, w dołączonych do tego pisma załącznikach.

Załączniki:

Do niniejszego pisma dołączam kopię Umowy, oraz ostatni rachunek otrzymany od Państwa, na którym wyraźnie widać doliczoną, niejasną dla mnie, sumę opłat (10,30 PLN) za dodatkowe ubezpieczenie, doliczaną mi do każdej raty. Dla ułatwienia, pozwoliłem sobie zaznaczyć istotne treści.
----------


W załącznikach wyraźnie widać ile wynosi całkowity koszt kredytu (CKK):


oraz jak zostały wyliczone raty miesięczne:


A tu, dodatkowe 10,30 zł, pobierane za każdy miesiąc:



Jak widać, bankowcy z GE Money mają wyraźne problemy z matematyką.
Ciekaw teraz jestem, jak się z tego wytłumaczą i którym paragrafem, zaczną się wykręcać?

P.S. Na razie pozostaje mi tylko czekać na odpowiedź z banku, dalsze losy całej sprawy oczywiście opublikuję.