piątek, 23 lipca 2010

Dziś nietypowo - recenzja filmu Księga Ocalenia


Księga Ocalenia - Book of Eli, The (2010)
 

Bezdroża, pustkowia, ruiny miast, pozostałości po apokaliptycznym wybuchu śmierci, permanentnie zachmurzone niebo i... Denzel Washington jako człowiek, niosący - Słowo Boże.



Księga ocalenia to film-wizja post apokaliptycznego świata, o cechach podobnych do tych, z dzieła Johna Hillcoat'a  pod tyt. Droga. Z tym, że film braci Hughes niesie w sobie dość specyficzne przesłanie, specyficzne ze względu na swoją dwuznaczność i nadnaturalne zdolności głównego bohatera - Eli (Denzel Washington).


Oto Biblia, jej ostatni ocalały egzemplarz na świecie (ponoć zaraz po wojnie ludzie wszystkie spalili bo, jak mówi Eli, niektórzy twierdzili, że była jej przyczyną), spoczywająca w plecaku naszego podróżnika, staje się czymś na miarę Świętego Graala, dla tych, którzy pragną władzy absolutnej nad zbłąkanymi duszyczkami ludzi, walczących o przetrwanie w świecie nicości, w którym to za kroplę pitnej wody, można dostać kulkę w łeb, a kobiety gwałcone są przez grasujących wszędzie zwyrodnialców, przy każdej nadarzającej się okazji. Tym samym, walka rozgrywa się, nie o przykazania, a o słowa w księdze zawarte. Dzięki tym słowom właśnie, frazesom, ich mistycznemu przekazowi, ten kto je wygłasza, staje się, dla niewyedukowanej, uciemiężonej, ludności, kimś na miarę Wybrańca - Zbawiciela, czy nawet Boga! Przynajmniej, tak to sobie ubzdurał główny przeciwnik Eli'ego - Carnegie (świetna rola Gar'ego Oldmana).

Odkąd nasz główny bohater, pojawia się w "miasteczku", zarządzanym przez Carnegi'a i wymierza sprawiedliwość kilku (nastu?) jego zbirom, rozpoczyna się polowanie, na zawartość plecaka Eli'ego. Cała otoczka, 30 letnia podróż na zachód, zgodnie z wewnętrznym głosem, który nim kieruje, ludzie zjadający ludzi - kanibale, post apokaliptyczne krajobrazy i to bezustannie zachmurzone niebo, dodają pełni klimatu, którym ten film, po prostu, buduje swą pozycję w oczach widza. A muszę przyznać, jest to pozycja wysoka.


Oczywiście, nie mogło się obejść bez pięknej towarzyszki niedoli, naszego sługi bożego. Mila Kunis jako Solara - córka niewidomej kobiety, "więzionej" przez złego Carneig'a, dodała obrazowi nieco wdzięku ale i (niestety) sztampowości. Innymi słowy, tylko ona, a właściwie bezpośrednie zagrożenie jej życiu, potrafiło zmusić Eli'ego do oddania, tak mocno jak dotąd strzeżonej przez siebie, księgi, w ręce Carnegi. Swoją drogą, dalsze wydarzenia sugerują, że mógł to być zabieg przemyślany i Biblia miała trafić tam, gdzie tylko jedna osoba, będzie potrafiła ją odczytać. Jednakże, to akurat pozostaje, w sferze domysłów.


Na początku pisałem o dwuznacznym przesłaniu, które ten film niesie. Jak dla mnie dwuznacznym, bo niby, w wędrówce głównego bohatera, widać wyraźne nawiązanie do drogi Mesjasza, a niesamowity "fart" przy pokonywaniu kolejnych przeszkód na jego drodze, można przypisać nadprzyrodzonym siłom ("na drogę krzyża szatan nie wejdzie"), które nad nim czuwają, to z drugiej strony, księga, gdy wreszcie dociera na swoje miejsce, na sam koniec, zostaje włożona na półkę, między Torę, a Koran, co może oznaczać, iż ludzkość nigdy nie wyzbędzie się swej potrzeby "religijnego fanatyzmu" i konsekwencji z tym związanych...

 
Na koniec muszę jeszcze pochwalić realizatorów obrazu, za wspaniałe ujęcia i nowoczesne techniki zdjęciowe! Scena oblężenia domku starszych państwa, przez ludzi Carneige'a - mistrzostwo!
Co do oprawy audio, muszę przyznać, że muzyka w filmie podkreśla doskonale mroczność i beznadzieje, przedstawioną na ekranie jak i buduje napięcie zgodnie z przyjętymi kanonami. Jak dla mnie - bomba!






 Polecam ten film każdemu!






Powyższa recenzja jest początkiem nowego działu niniejszego bloga - MEDIA. W którym to, postaram się umieszczać najciekawsze moim zdaniem, wydarzenia medialne i premiery kinowe.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz