środa, 24 marca 2010

Moja Polis - znów kopiujemy Amerykę!




Tym razem słusznie, na szczęście...

Niewielu wie, że na Naszym podwórku, powstaje nowy portal oparty o WEB 2.0 - Moja Polis!

Będzie to klon obecnego projektu rządu Baracka Obamy - Data.gov, służącemu obywatelom USA, a prędzej tamtejszym Internautom, rzetelną bazą danych, dostępnych dotychczas jedynie organom rządowym.



UOKiK wyjaśnia!



Niedawno, obiegła kraj wieść, że UOKiK wygrał sprawę przed sądem Ochrony Konkurencji i Konsumentów z operatorem Orange, ws. zakwestionowanych klauzul, zawartych w umowach z abonentami. Media szybko podchwyciły tę, jakże poczytną, wiadomość i ochoczo zabrały się za szerzenie radosnej informacji, wśród gawiedzi...

wtorek, 23 marca 2010

www.policja.pl - przepraszamy serwis niedostępny




Wskaźnik sprawności działań organów ścigania, w naszym kraju, należy do jednych z lepszych w Europie (wykrywalność 67,1%w roku 2009).

Trochę to dziwne, zważywszy na ostatnie cięcia budżetowe (choćby słynny problem z benzyną do radiowozów). Toteż postanowiłem sprawdzić jak się ma sprawa komunikacji Policji z szarym obywatelem w sieci...




czwartek, 18 marca 2010

Sprawdź swoją Toyotę, zawczasu!



O ostatnich problemach Toyoty, pewnie słyszał już każdy. Jako, że niniejszy blog pełni też funkcje informacyjne, w poniższej notce pragnę przypomnieć o sprawie i uczulić kierowców, że na drodze są w równym stopniu odpowiedzialni, co narażeni na następstwa, niekompetencji i niedopatrzeń konstruktorów.

Oto czego możemy się dowiedzieć z oficjalnej strony Toyoty o potwierdzonej usterce pedału gazu:

wtorek, 16 marca 2010

Wysłałem kolejne pismo do banku...



W dniu dzisiejszym, skomponowałem oraz wysłałem do banku BPH, kolejne pismo w wiadomej sprawie.

Przedstawiam treść owego dokumentu:


Do dyrekcji BPH Bank S.A. (dawniej GE Money Bank S.A.)
z siedzibą w Gdańsku,
przy ul. Marynarki Polskiej 177

Dotyczy umowy nr ***


    
W związku z odpowiedzią na moje pismo z dnia 23.01.2010 r., oświadczam, iż przy zawieraniu umowy nr ***, zostałem wprowadzony w błąd, co do obowiązku zawarcia umowy ubezpieczenia niniejszej transakcji. Wobec powyższego uchylam się od skutków prawnych swojego oświadczenia woli o objęciu dobrowolnym ubezpieczeniem mojego kredytu oraz domagam się zwrotu wpłaconych przeze mnie na ten cel składek.
Pow. sumę proszę przesłać na konto bankowe o numerze: ...................................
               
     Ponadto kwotę, którą wyliczył mi Bank jako minimalną sumę miesięcznej raty kredytu (tj. 117,55 zł), uważam za rażąco nieadekwatną, w stosunku do samej kwoty transakcji, czyli 1 287,00 zł.
Skoro wg przytoczonej przez Państwa w piśmie Ustawy o kredycie konsumenckim, przy umowie o kartę kredytową, nie mogą Państwo wyliczyć dokładnie Całkowitego Kosztu Kredytu, przez co w podpisanej przeze mnie Umowie, widnieje jedynie wyliczony szacunkowo CKK równy 1 369,60 zł dla limitu rzędu 8 000 zł, uważam iż płacąc Bankowi więcej za mniejszą sumę przyznanego mi salda debetowego (6 800 zł), zostałem dodatkowo oszukany przez Bank, który niewspółmiernie do kwoty transakcji oraz przyznanego limitu, wyliczył CKK na poziomie 1 410,60 zł (117,55 x 12), czyli o 41 zł więcej niż we wcześniejszym przykładzie!

W związku z powyższym ponawiam swoją prośbę o korektę rachunkową w/w rat miesięcznych i przyjęciu do wiadomości faktu, iż sprawą zajmują się już organy państwowe, ku temu powołane.


Ciekaw jestem, czy w ogóle odpiszą?
Poczekamy, zobaczymy...

poniedziałek, 15 marca 2010

Sprawa "dobrowolnego" ubezpieczenia C.D.



Właśnie dokopałem się do tematu, bardzo przydatnego w mojej sprawie z bankiem GE Money (obecnie BPH)!!! Jak widać, nic w dzisiejszych czasach, nie może się odbyć, bez interwencji wujka Google. ;-)

Pod TYM ADRESEM znajduje się forum dyskusyjne, z tematem praktycznie bliźniaczym do mojego.
Wszystkich zainteresowanych gorąco zachęcam, do przeczytania odpowiedzi w nim zawartych!

Sam, zgodnie z poradą Pana Marka Jańczyka z w/w forum, wystosuję do banku oświadczenie o wprowadzeniu mnie w błąd, co do obowiązku zawarcia umowy ubezpieczenia, wobec czego uchylam się od skutków prawnych swojego oświadczenia woli, o objęciu ubezpieczeniem mojego kredytu oraz domagam się zwrotu wpłaconych przeze mnie składek!

Zobaczymy, co bank na to...

Szczegóły, wkrótce!

Władcy Marionetek wg Sekielskiego

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.

piątek, 12 marca 2010

Jest sprawa taka...



Ostatnio w Instytucji, w której pracuję, odbyło się zebranie z Dyrekcją, na którym dowiedzieliśmy się, że czeka nas redukcja etatów...

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po złożeniu powyższej deklaracji, parę dni później, szefostwo ogłosiło nabór, na kolejne stanowiska!

I o co tu chodzi??

Swoje pytanie kieruję do Was, oczytanych, znających się na rzeczy, ludzi z pokolenia, które ponoć wie wszystko. Zaprzyjaźnionych z Wujkiem Googlem, potrafiących wysnuwać logiczne wnioski, z najmniejszych chociażby objawów niekompetencji i pomysłów, rodzących się w głowach Tych, na górze. A wszystko to okraszone jednym wielkim - #FAIL

poniedziałek, 8 marca 2010

KRUK w reklamie!





Tak oto reklamuje się, ponoć największa firma windykacyjna w Polsce - KRUK S. A.

Tą niecodzienną reklamę zobaczyłem wczoraj przypadkiem.
Jakież to piękne, Windykator chce się przecież tylko dogadać (sic!), wystarczy do nich zadzwonić, a oni od razu rozłożą Twój dług na raty, które będziesz w stanie spłacać! Cudne! Na dodatek, ta zniewalająca muzyka! Od momentu ukazania się na ekranie Pani telefonistki, z miejsca tchnęło we mnie nadzieją i beztroskim zaufaniem:
Ach! Oni są po to, żeby mi pomóc!
Bardziej ludzka twarz firmy, która zarabia na ściąganiu długów? No cóż, domniemywam iż, w całej tej kampanii wcale nie chodzi o poprawę wizerunku, a zwykłe, oszukańcze, rozmycie prawdziwej działalności spółki tak, aby klient wiedziony papką z reklamy, uwierzył, że jeśli do nich zadzwoni, to pomogą mu spłacić długi. Przecież KRUK to nie bank, mimo że reklamuje się jak bank, to nim nie jest! Główną działalnością firmy jest ściąganie długów i żadne dogadzanie dłużnikom nie wchodzi w rachubę, bo niby czemu miałoby tak być? Jedynym celem jest tu - wyrwanie od takiego, co się należy, plus odsetki za zwłokę i obsługę komorniczą!


Z komornikiem się nie gada, komornikowi się płaci.

Wielu z nas, zapewne miało kiedyś do czynienia z wierzycielami. A to wzięło się pożyczkę na samochód, to na mieszkanie, albo na wymarzony urlop. Mało tego, zapewne większość, miała kiedyś przypadek, że nie zapłaciła w porę rachunku za gaz/prąd/telefon/Internet/etc. Moje osobiste doświadczenia z firmą KRUK S.A. należą do kategorii - zapomniane.


Miałem kiedyś umowę z TP S.A. na zwykły telefon stacjonarny. Po paru latach współpracy, uświadomiłem sobie, że z tego telefonu prawie nie korzystam i że nie opłaca mi się dalej go utrzymywać. Toteż, najzwyczajniej w świecie, przy najbliższej okazji, nie przedłużyłem z w/w operatorem swojej umowy...
TP S.A. wdzięcznie stwierdziło, iż wszystkie rachunki mam opłacone, więc nic nie stoi na przeszkodzie zaprzestania świadczenia usług telekomunikacyjnych, musieli jednak wysłać mi ostatnią fakturę na kwotę (uwaga!) 1,22 PLN, bo takie mają procedury... Z rozbawieniem zapłaciłem tę kupę szmalu przelewem przez Internet (na poczcie sam przekaz kosztowałby z 5 zł!) i wszystko miało się zakończyć Happy End'em.

Oczywiście, życie nie byłoby życiem, gdyby nie pewno ale...
Po miesiącu od zapłacenia owej "śmiesznej" sumy, na moją skrzynkę wpłynął list od KRUK S.A. wierzyciela rzekomego długu, który nie został uregulowany ze spółką TP S.A., parę lat wcześniej. List był napisany w swoistym, roszczeniowym tonie, z naciskiem na niezwłoczne uregulowanie zaległej opłaty (bodajże ok 80 zł), na konto w/w wierzyciela, pod groźbą natychmiastowego wszczęcia postępowania komorniczego! Zaraz po tym, ładnie wytłuszczony, widniał ów "przyjazny" numer 71 888 00  w celu kontaktu. ;-)

Co zrobiłem?
Po prostu to olałem, gdyż miałem wówczas pewność, że wszelkie zobowiązania płatnicze w stosunku do TP S.A., mam uregulowane w 100%. Poza tym na wszystkie faktury miałem potwierdzenia wpłat, w elektronicznym wyciągu swego konta, więc w razie dalszego nękania mnie przez powyższą firmę, to ja służyłbym im pomocą - prawną.

Morał?
Do dzisiaj nie wiem o co chodziło z tymi 80 zł dla KRUK'a, ale, ponieważ było to ładnych parę lat temu i nigdy więcej nie dostałem od nich podobnego pisma, nie zawracam sobie tym głowy. Może kiedyś, rzeczywiście, zapomniałem zapłacić jakiegoś rachunku za telefon, ale czy w takim wypadku TP S.A nie nękałaby mnie owym zadłużeniem przy każdej kolejnej fakturze, aż do skutku? A może było tak, że w ramach swoistej "zemsty" za nieprzedłużenie z nimi umowy, sprzedali owej, "przyjaznej" dłużnikom, firmie windykacyjnej moje dane osobowe, a ta już, na bazie swych zawodowych praktyk, po prostu próbowała złapać kolejnego naiwnego klienta, na swój numer kontaktowy, który zapewne jest dopiero zapalnikiem* wszelkich czynności komorniczych.

Oj ten dzisiejszy marketing, normalnie ubaw po pachy!


* teoria spiskowa głosi, że ten kto nie oddzwoni pod wskazany numer, zostaje po jakimś czasie po prostu skreślony z listy potencjalnych "klientów", o ile oczywiście kwota zadłużenia jest niewielka i Windykacji nie opłaci się wszczynać o nią kosztownych procedur komorniczych.

niedziela, 7 marca 2010

Wreszcie dostałem konkretną odpowiedź!!



Wczoraj w skrzynce na listy znalazłem kopertę z logiem banku BPH.
Pomyślałem: czyżby wreszcie przeczytali moje pismo - ze zrozumieniem?
Zaciekawiony, otwieram kopertę, wyjmuję z niej 2 kartki A4, spięte spinaczem. Czytam...


Cóż... Nareszcie dostałem, konkretną odpowiedź, przedstawiającą rzeczowe argumenty odnośnie, podpisanej przeze mnie Umowy. Argumenty, do których mogę się jakoś odnieść.
Przypominam jest to 7 tydzień od daty wysłania mojego pisma do banku (od 23.01.2010 r.)!

Przyjrzyjmy się zatem owym argumentom:


Sz. P. Specjalista Działu Obsługi Zapytań i Reklamacji banku BPH (tym razem nazwiska nie opublikuję) stwierdza, iż podpisując umowę własnym imieniem i nazwiskiem, w której wyraźnie wyznaczono mi raty w kwocie 117,55 PLN miesięcznie, nie mam teraz żadnego prawa do reklamacji. Innymi słowy - widziały gały co brały! Niestety, przy podpisywaniu w/w umowy, nie miałem w głowie otwartego arkusza kalkulacyjnego i nie policzyłem od razu w pamięci, ile to wyjdzie te 117,55 PLN x 12, toteż założywszy, iż Bank potrafi liczyć lepiej ode mnie, zaufałem w ciemno, że wysokość rat została obliczona zgodnie z przedstawioną mi Umową, czyli że ich suma pokryje się z jedyną, przedstawioną w w/w Umowie kwotą kosztów całkowitych = 1369,60 PLN... Powinienem był od razu, spytać, zaraz zaraz przecież to nie tak i prosić o wyjaśnienia, kogo? Sprzedawcę w sklepie Avans!

Bank 1 : 0 Ja!

Jedziemy dalej!

 

Czyli tak. Podstawowym problemem jest fakt, iż umowa, którą podpisałem, jest umową o kartę kredytową, z limitem debetowym rzędu 6 800 PLN, toteż dokładne wyliczenie Całkowitego Kosztu Kredytu bank uznaje za niemożliwe, ponieważ nie wiadomo, ile z tego debetu klient wybierze. Dlatego w umowie jest podany jedynie szacunkowy CKK równy 1369,60 PLN, wyliczony dla przykładowego kredytu konsumenckiego w wys. 8 000 PLN, wszystko zgodnie z Ustawą o kredycie konsumenckim. Toteż, par. 5 ust. 2 Umowy głosi iż ostateczna wysokość kosztów zależeć będzie od tego, w jakich wysokościach ów limit kredytu, zostanie przeze mnie wykorzystany, jakiego typu transakcje będą dokonywane oraz w jakich terminach i wysokościach będzie następowała spłata zadłużenia.

Szybkie zerknięcie na przytoczony fragment Umowy i wyraźnie widać, że Bank jest "kryty", bo wyliczają CKK jedynie "szacunkowo":


Rzeczywiście Umowa nie określa dokładnej kwoty CKK, wszystkie wyliczenia są szacunkowe, czyli nie mogę na nich oprzeć swoich roszczeń, tym bardziej jeśli miałbym zgłosić sprawę do sądu. Czyli wychodzi na to, że znów poległem.

Czy jest w takim razie coś, do czego mogę się przyczepić?!

Mogę mieć zastrzeżenia co do samej treści Umowy, z której nie wynika jednoznacznie, ile jestem Bankowi dłużny, za dokonanie, przytoczonej przez Pana Specjalistę w piśmie, promocyjnej transakcji bezgotówkowej - Stałe Spłaty na kwotę 1 287,00 PLN! Czyli zakupu telewizora, z którym nierozerwalnie łączy się cały powyższy kredyt!
Dodatkowo, mowa o Ubezpieczeniu powyższego kredytu i kwestia jego rzekomej dobrowolności nadal pozostaje dla mnie niejasna. Zamierzam jeszcze poprosić bank, o wyjaśnienia mi tej kwestii.

Co do samej karty kredytowej... Po jej otrzymaniu, od razu do nich (banku) zadzwoniłem, żeby mi ją zablokowali, a najlepiej anulowali, ponieważ absolutnie nie zamierzam z niej korzystać, na co uzyskałem odpowiedź, iż anulowanie nie jest możliwe, dopóki nie spłacę ostatniej raty. Jedyne co mogłem to, tymczasowo zablokować kartę. W swoim piśmie wyraźnie zresztą zaznaczyłem, że po wpłaceniu przeze mnie ostatniej, 12-ej raty, proszę o niezwłoczne anulowanie w/w karty, co może oznaczać iż nie zamierzałem wykorzystać przyznanego mi na niej debetu. Niestety moje zamierzenia, raczej trudno by było udowodnić. Bank ma podstawy, by twierdzić, iż dopóki jestem w posiadaniu niniejszej karty, dopóty mogę z niej chcieć korzystać, a oficjalnie, zgodnie z Umową, kartę ową posiadam do momentu spłaty przeze mnie całego zaciągniętego zadłużenia.

Co to zmieni i czy się opłaca?

Wraz z pismem od banku, dostałem wczoraj również rachunek telefoniczny, wraz z bilingiem. Co się okazało? Moja pamiętna rozmowa z bankiem, kosztowała mnie brutto, ponad 9 zł! Nie dość, że się nasłuchałem automatycznych sekretarek, to jeszcze parokrotnie mnie przekierowywano, zanim połączono mnie z odpowiednim pracownikiem placówki, któremu również musiałem długo wyjaśniać swoje stanowisko, zanim cokolwiek zrozumiał/ła. Policzmy zatem, ile mnie kosztowała dotychczasowa korespondencja z bankiem. Jak na razie, na wszystkie rozmowy telefoniczne, plus wysłanie pisma na poczcie, wydałem razem ok 18-20 zł. Niewiele? W stosunku do roszczonej przeze mnie kwoty (41 PLN), to przecież niemal połowa, a sprawa nadal zostaje nierozwiązana! Innymi słowy, musiałbym rzeczywiście iść w zaparte, stracić o wiele więcej pieniędzy i czasu, zanim mógłbym cokolwiek zdziałać. Niestety, takie są realia w Naszym kraju. Sam obywatel, nie może nic, poza pieniactwem i wykrzykiwaniem o swoich prawach.

Pomimo moich starań, nie udało mi się powyższą sprawą zainteresować ani UOKiK, ani KNF, ani RPK, zero odzewu ze strony każdej z tych instytucji, każe domniemywać, iż moje podatki idą w błoto!

Jak dla mnie, sprawa ma się ku końcowi, pomimo mych wcześniejszych zapewnień, że nie można odpuszczać tej fali złodziejstwa, na którą jesteśmy narażani każdego dnia, samemu wiele zdziałać nie mogę... Przykre to, smutne i śmieszne zarazem, bo kto by pomyślał, że w XXI wieku, kiedy mamy tyle Urzędów ds. nadużyć/korupcji/ochrony konsumenta/etc., cyfrową telewizję na życzenie, Internet oraz masę reporterów żądnych sensacji, w prostych sprawach dotyczących wielkich instytucji finansowych, nadal jesteśmy osamotnieni w boju...

------

EDIT:


Dnia dzisiejszego tj. 09.03.2010r., otrzymałem pismo z Komisji Nadzoru Finansowego, która, jako jedyna dotychczas, wykazała zainteresowanie moim przypadkiem! Jak się okazuje, ichni Departament Ochrony Klientów, po wpłynięciu mojego pisma, zwrócił się do zarządu banku BPH S.A., z żądaniem wnikliwego zbadania sprawy i ustosunkowania się do zarzutów przeze mnie przedstawionych oraz o udzielenie mi stosownych wyjaśnień w zakresie poruszonych przeze mnie kwestii. Jednocześnie, KNF od razu zaznacza, iż jako Instytucja Pożytku Publicznego, nie ma żadnej władzy wykonawczej, toteż nie może tak na prawdę nic, poza pisemnym upominaniem/nękaniem, łamiącego prawo konsumenta, banku.
 

Oto całość pisma z KNF:



Jak mniemam, powyższa odpowiedź banku, jest właśnie efektem owych działań KNF. Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, aby BPH wysyłało mi z własnej nieprzymuszonej woli, dwa jakże odmienne od siebie pisma, dotyczące tej samej sprawy. Czyli, gdyby nie pomoc w/w Urzędu, bank nadal miałby mnie w d...




Tylko, czy tak naprawdę to coś zmieniło w kontekście całej sprawy?