piątek, 12 lutego 2010

Po rozmowie telefonicznej z Obsługą Klienta banku BPH...



Sprawa bulwersuje mnie coraz bardziej. Zadzwoniłem wczoraj do obsługi klienta banku BPH, w sprawie uzyskania jakichś dodatkowych informacji odnośnie pisma, które mi wysłali.

Konkluzja może być tylko jedna - bank leci sobie w kulki z każdym klientem, który ośmiela się zgłaszać jakiekolwiek reklamacje. Ty, drogi konsumencie, jesteś tylko i wyłącznie od płacenia, według zasady - "Płać i płacz!"

Oto szczegóły rozmowy z Obsługą Klienta banku BPH:

Po pierwsze, na wstępie od razu zaznaczam, iż Panienka z obsługi (nadal!) nie miała wglądu w treść:
a) umowy ze mną podpisanej (mimo kopii, którą do nich wysłałem!)
b) mojego pisma

Miała za to informację, że złożyłem oświadczenie o odstąpieniu od umowy i na nic zdały się moje tłumaczenia, że od żadnej umowy nie odstępuję, że złożyłem jedynie reklamację z prośbą o korektę rachunkową, rozłożonych mi przez bank rat. Niestety, ona ma w komputerze, że złożyłem tylko oświadczenie o odstąpieniu (bla bla bla) i już! Moja irytacja w tym momencie wzrasta...

Po drugie, na ekranie przed sobą, Pani wyraźnie widzi kwotę transakcji, czyli 1287 zł (kwota ta rzeczywiście pojawia się w umowie na stronie 7, gdzie wyliczone są raty) i nic więcej, toteż nie rozumie o co mi chodzi z tym Całkowitym Kosztem Kredytu w kwocie 1369,60 zł, na co ja mówię żeby sobie policzyła sama, że 12 x 117,55 zł to nie 1287! Tutaj Pani zmienia taktykę i wyjawia tajemnicę o dobrowolnym ubezpieczeniu, którym została objęta moja transakcja. No proszę, jakie to słodkie, tak się o mnie troszczą, że sami za mnie podejmują decyzję o ubezpieczeniu!

- Skoro tak, - powiedziałem - to proszę mi to "dobrowolne" ubezpieczenie anulować, ponieważ na żadne takie ubezpieczenie, przy podpisywaniu umowy, się nie godziłem, a w samej umowie, próżno szukać czegokolwiek na ten temat! Na co, Pani wyraźnie dała mi do zrozumienia, że teraz jest to już niemożliwe... Jak to? Wpierw mój kredyt został objęty dobrowolnym ubezpieczeniem bez mojej wiedzy, a teraz nie mogę z tego dobrowolnego ubezpieczenia, w trakcie trwania umowy, zrezygnować? Ot definicja przymiotnika dobrowolny, w słowniku bankowym!

Jedziemy dalej! Co mi Pani doradza? Doradza mi przesłać do banku pismo. Na mą sugestię, iż takie pismo już przecie ode mnie otrzymali, dostaję, jakże znaną mi już, odpowiedź, że przesłałem im jedynie oświadczenie o odstąpieniu od umowy.
- Jakie odstąpienie?? Co mi Pani tu... mówi?! - właśnie się zorientowałem, że zacząłem krzyczeć do słuchawki - Przecież, wysłałem do was jedynie pismo reklamacyjne z prośbą o korektę rat! Gdzie ma Pani tam napisane, że odstępuję od umowy, proszę mi wskazać?! - pytam.
- Nie mam wglądu w Pańskie pismo, więc nie mogę Panu przytoczyć...
- To proszę mnie połączyć z kimś, kto ma wgląd w to pismo! - drę się na cały głos.
- Niestety nie ma takiej możliwości...
- Proszę połączyć mnie natychmiast z Pani przełożonym!
- Nie ma takiej możliwości, gdyż pracuje tylko do godziny 16... Dość! Na tym ma cierpliwość się wyczerpała, pożegnałem się z Panią ozięble, kwitując całą sprawę oświadczeniem (a jakże!), iż od tej pory moim przypadkiem zajmie się odpowiednia, powołana specjalnie ku temu, instytucja państwowa! I to jest jedyne oświadczenie, jakie ode mnie otrzymają.

Dziś, mój dobry znajomy (prawnik z zawodu), polecił mi wysłać do nich kolejne pismo, z prośbą o bardziej szczegółowe wyjaśnienia, gdyż te, które otrzymałem są niewystarczające.

Jak myślicie, przeczytają w końcu te moje pismo ze zrozumieniem, czy nadal będą mi słać jakieś zdawkowe, nie mające nic wspólnego z tematem, odpowiedzi? A może przeceniłem jednak ich możliwości, może powinienem skomponować inne pismo, takie które ogarnąłby nawet przeciętny Amerykanin (z prawdziwie dobrowolnym ubezpieczeniem na życie)? What do You think?

środa, 10 lutego 2010

Odpowiedź z banku!



W dniu 10 lutego 2010 r. otrzymałem z banku pismo, w sprawie poruszanej przeze mnie niezgodności w umowie kredytowej zawartej z bankiem GE Money, obecnie BPH (więcej w poście Praktyki GE Money Bank).

Po przeczytaniu go wpadłem w osłupienie...

Nie dość, że nie ustosunkowali się do 90% treści mojej reklamacji, to jeszcze oświadczają mi, że próbowałem odstąpić od zawartej z nimi umowy! Tymczasem, z treści mojego pisma, wynika wyraźnie, iż poprosiłem grzecznie o korektę błędu rachunkowego, z którego wynika iż zapłacę bankowi o 41 zł więcej niż mam na umowie!!

Skandal, brak kompetencji + kłopoty ze zrozumieniem tekstu, są u nich widocznie normą!

Załączam kopię pisma, otrzymanego od Pani Elżbiety Kraczek, (uwaga!) Kierownika Działu Aneksów i Rozliczeń Kredytów, wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd!



Z całego powyższego dokumentu, tylko jedno zdanie uważam za odnoszące się do sedna sprawy. A mianowicie:
"Pozostałe warunki ww. umowy o kredyt odnawialny nie zmieniają się, w związku z czym jest Pan zobowiązany do spłaty zadłużenia zgodnie z informacjami podawanymi w przesyłanych przez Bank co miesiąc zestawieniach transakcji."

Zgodnie z informacjami podawanymi w przesyłanych przez Bank co miesiąc zestawieniach transakcji? A czemu nie - zgodnie z umową? Czy to oznacza, że bank może każdemu kredytobiorcy, ustalać raty miesięczne wg własnego widzimisię, nie zważając na zapisy umowy??



Ot, pytanie do banku BPH...

Po debacie, czyli - PO kiego to było??


Po debacie premiera z Internautami, rządowa ustawa "cenzury" internetu została zawieszona i nie jest to zaskoczeniem, jednakże strasznie martwi fakt, iż z materiałów dostępnych mediom, wynika taki oto obraz polskiej rzeczywistości:

Dziś poseł Janusz Piechociński (z koalicyjnego PSL) ujawnia przyczynę, która w rzeczywistości miała stać za decyzją premiera. Z wpisu na blogu Piechocińskiego wynika, że premierem nie kierowała jednak dobra wola, a przepisy polskiego prawa, z którymi zaproponowana przez jego rząd ustawa jest niezgodna.
Według Janusza Piechocińskiego, specjalna podkomisja sejmowa otrzymała opinię od Biura Studiów i Analiz Sejmowych, w której stwierdzono, że rządowa specustawa jest niezgodna z Konstytucją, gdyż wprowadza przepisy naruszające wolność słowa oraz ograniczające dostęp do informacji.
Po otrzymaniu opinii prawnych, podkomisja dziś odrzuciła propozycje rządu, dotyczące cenzury w Internecie.

Źródło PCLab.pl.
Czyli, prace rządowych myślicieli, których utrzymujemy z własnych pieniędzy, skwitować można jednoznacznie: kpiny!